sobota, 1 lutego 2020

Farma - Joanne Ramos

Skoro uczynek jest z gruntu dobry,
to czy traci na wartości tylko dlatego, że ktoś inny też na nim skorzystał?

Gdy pierwszy raz przeczytałam opis książki "Farma" Joanne Ramos od razu chciałam ją przeczytać. Zinstytucjonalizowana surogacja wydała mi się bardzo ciekawym tematem i mimo wszystko jednak dość świeżym, bo nie spotkałam się chyba jeszcze z takim zagadnieniem. Kwestie związane z ciążą, czy w ogóle kobiecą płodnością, są ostatnio w naszym kraju i na świecie gorącymi tematami. Najchętniej i najgłośniej omawianymi przez osoby, które zasadniczo mają na ten temat najmniej do powiedzenia. Dlatego podejrzewałam, że Ramos chciała zagrać ta tych kontrowersyjnych tematach i pokazać jakąś perspektywę, byłam ogromnie ciekawa jaką.

Czy autorka chciała pokazać co daje kobietom wyzwolenie się od obciążenia jakim jest ciąża bez jednoczesnego rezygnowania z macierzyństwa? Czy może chciała pokazać, że takie posunięcie jest samolubne? Czy chciała pokazać uprzedmiotowienie kobiet bedących surogatkami, sprowadzenie ich do roli inkubatorów? Wolność jednych kobiet okupioną zniewoleniem innych? A może niesamowite doświadczenie obdarowywania innych ludzi najcenniejszym darem? Bycia ich drogą do szczęścia przy okazji samemu opływając w luksusach?

Byłam bardzo ciekawa, jakie spojrzenie wybrała Joanne Ramos. I nie mniej byłam zaskoczona po zakończeniu tej lektury.
Są autorzy, których światopogląd wylewa się ze stron powieści, perrorują lub oświecają. Przedstawiają postacie, których role są jasne i wyraźne. Wskazują co jest dobre a co złe.
Joanne Ramos taka nie jest.
Joanne Ramos przedstawia nam bohaterki i bohaterów "Farmy" i opowiada ich historię. I tyle. To nie jest przypowieść. Żaden z bohaterów nie jest zły ani dobry, a żaden wybór właściwy lub błędny. Zupełnie tak jak w życiu.
Zresztą przede wszystkim w "Farmie" surogacja wcale nie jest najważniejszą kwestią...

Główną bohaterką jest Jane, młoda filipinka z niższych warstw, która nie boi się ciężkiej pracy i walczy o lepsze życie, ale dość blisko poznajemy też Regan, dziewczynę z dobrego domu, nieustannie próbującą podołać wymaganiom swojego ojca. Ważną postacią powieści jest również Mae, szefowa całego ośrodka. Te trzy młode kobiety są esencją tej opowieści. A przede wszystkim różnice pomiędzy nimi.
Jak już wspominałam surogacja wcale nie jest głównym tematem tej powieści, mam wręcz wrażenie, że ważniejszymi sprawami są nierówności społeczne. Autorka z różnych stron podchodzi do tematu różnic klasowych i rasowych.
Mae, kobieta sukcesu, sama mająca pochodzenie nieamerykańskie zdaje się nie przywiązywać wagi do swojego pochodzenia. W college,u nie czuła potrzeby by bratać się z innymi młodymi ludźmi pochodzenia azjatyckiego, irytują ją lekko fakt, że czyjeś zasługi wywyższa się tylko dlatego, że nie jest biały, lub pochodzi z gorszej dzielnicy. Jednocześnie Mae w swoim ośrodku Złociste Dęby kategoryzuje surogatki. Żywicielki (bo tak w Złocistych Dębach nazywa się surogatki) premium, czyli takie za które klienci są gotowi zapłacić dużo więcej, to dziewczyny o jasnej karnacji, najlepiej rasy kaukaskiej, ładne i wykształcone. Mae uważa te wymagania za śmieszne fanaberie, bo przecież czym niby różni się macica po studiach od tej bez szkoły? Ale jednocześnie wychodzi naprzeciw wszelkim oczekiwaniom swoich klientów.
Czasem możemy widzieć w Mae żądną krwi karierowiczkę, idącą po trupach do celu, nieczułą hipokrytkę. Ale czy jest taka naprawdę? Albo raczej, czy jest TYLKO taka? Czy jest szczęśliwa?
Jane wydaje się typową główną bohaterką. Jest nieśmiała i niepewna. Sierotka Marysia w środku kaptalistycznej dżungli. Jakby miała wzbudzić w nas sympatię i współczucie, tak jak pewien chłopiec mieszkający u wujostwa w skrytce pod schodami. Bywa też szalenie irytująca, głównie przez swoją naiwność i brak asertywności. Ciągle pakuje się w kłopoty tylko dlatego, że nie umie wyrazić swojej opini. Jane ma za sobą trudne dzieciństwo, trudne małżeństwo, całe jej życie jest po prostu trudne, ale stara się osiągnąć co może, by jej maleńka córka, Amalia, miała łatwiej. Jednak Jane wcale nie jest taka niewinna. Jej hipokryzja wcale nie jest mniejsza niż choćby u Mae. Jane, choć pewnie by się do tego nie przyznała, gardzi bogatymi ludźmi. Myśli, że uważają się za lepszych od innych, ale czy sama przy tym nie uważa się za lepszą? Jane zostaje surogatką przede wszystkim dla pieniędzy, usiłuje sobie wmówić, że robi to by pomóc kobietą, które same nie mogą zajść w ciąże lub jej donosić. Jednak Jane oburza fakt, że kobieta chcąca mieć dziecko, może chcieć bez czysto biologicznego przymusu zlecić ciąże innej osobie, na przykład by nie zaprzepaścić swojej kariery lub figury. Dla naszej bohaterki taka postawa jest niewytłumaczalna, egoistyczna. Jane wymaga bardzo wiele od siebie samej, ale też od innych. Surowo traktuje swoją krewniaczkę, Ate Evelyn, która nieustannie jej pomaga, choć nie bezinteresownie. Ate to zresztą też bardzo ciekawa postać i chyba najbardziej mi w tej powieści zaimponowała, chociaż też nie jest idealna.
No i jest jeszcze Reagan. Czy na pewno miała w życiu łatwiej? Regan całe życie próbuje sprostać oczekiwaniom ojca, ale przede wszystkim własnym. Jest chyba najnieszczęśliwszą z wszystkich postaci w powieści i to w sporej mierze na własne życzenie. Czy opłaca się żyć cudzym życiem? Spełniać czyjeś marzenia? Czy czasem nie jest tak, że możemy uczynić świat lepszym, jeśli uczynimy lepszym własne życie?

Mam nadzieję, że udało mi się bez zbytniego spoilerowania udowodnić, że "Farma" porusza wiele problemów, a postacie są w niej pełnokrwiste i nieoczywiste. Właściwie to chyba nawet rozczarowało mnie to jak mało Ramos poświęciła w tej powieści czasu na samą kwestię surogacji. Pojawia się oczywiście motyw przedmiotowego traktowania surogatek, zatajania stanu zdrowia, zmuszania do aborcji czy właśnie chociażby kwestię tego, czy to moralne, by bez medycznych wskazań zlecać ciąże innej osobie. Jednak myślę, że jak na książkę, której akcja dzieje się na farmie surogatek to jednak jest tego trochę zbyt mało. Ale może to był celowy zabieg autorki? By oddemonizować ten temat?
Bardzo z kolei ciekawym zagadnieniem, któremu Ramos poświęca sporo czasu jest to, jak wielką wagę potrafimy obecnie przykładać do rozwoju naszego potomstwa. Wszak w XXI w. posiadanie dziecka nie jest już rzeczą naturalną, a wyzwaniem, osiągnięciem, prestiżowym wyścigiem. Regan niejednokrotnie obśmiewa fakt, że klienci farmy traktują swoje płody jakby już były ludźmi sukcesu.

Ogólnie uważam, że "Farma" jest świetną książką, która zmusza do przemyśleń i porusza bardzo kontrowersyjne tematy. To książka, która opowiada o życiowych wyborach, o poświęceniu. O tym, że każda moneta ma rewers i awers.




Tytuł : Farma,
Autor: Joanne Ramos,
Wydawnictwo: Otwarte,
Data wydania: 14 sierpnia 2019,
Ilość stron: 424.










Kat

niedziela, 9 czerwca 2019

Oko pustyni - Richard Schwartz

    Trzeci tom Tajemnicy Askiru zawitał do księgarni! Oczywiście to tytuł obowiązkowy dla wszystkich fanów tej serii, ale myślę, że akurat ta część spodoba się również bardzo miłośnikom chociażby Gry o Tron G.R.R. Martina. Chcecie wiedzieć dlaczego?



W trzecim tomie akcja dzieje się w Gasalabadzie, stolicy Besarajnu. Autor bardzo malowniczo oddaje miasto, pozwalając nam lepiej wczuć się w klimat powieści. Lubię przydługie opisy i choć Richard Schwartz nie raczy nas nimi aż tak hojnie jakbym chciała, to i tak wystarczająco, by można było przenieść się do przedstawianego świata. Mam wrażenie, że w Oku Pustyni wychodzi mu to lepiej, niż w poprzednich tomach, a już na pewno w pierwszym, ale być może wynika to z faktu, że w trzecim tomie mamy do czynienia z o wiele ciekawszym otoczeniem, jest więc  po prostu o czym pisać.

Trzecia część jest właściwie jakby oderwana od głównej fabuły serii. To swego rodzaju przerwa przed ciągiem dalszym. Nie wiem więc jak świadczy o moim stosunku do serii fakt, że ta część spodobała mi się ze wszystkich najbardziej!
Może wpływa na to pewien aspekt powieści o którym pisałam na samym początku. Oko Pustyni aż kipi od politycznych intryg w których sam środek wpadli Havald, Leandra, Zokora i reszta znanej nam kampanii. Dla wszystkich zdruzgotanych po zakończeniu serialowej Gry o Tron ta książka z pewnością będzie nie lada gratką. 
W Gasabaldzie toczy się, dosłownie, gra o tron. Wybrany ma być nowy kalif Besarajnu, zmiana u władzy ma miejsce również w Domu Lwa. Przeróżne frakcje próbują wykorzystać okazję, by znaleść się u władzy. Nie mają oporów przed żadną intrygą, morderstwem czy oszustwem, czy nawet wykorzystaniem bardzo mrocznej magii. 

Głównym bohaterem, poprzez którego obserwujemy całą fabułę, jest oczywiście Havald. To naturalnie sprawia, że najbardziej skupiamy się na jego postaci, jego przeżyciach i przemyśleniach. Nie brakuje jednak pozostałych, znanych nam postaci, chociażby mojej ulubionej Zokory. Możemy obserwować drużynę Havalda w starciu z nowymi i zupełnie nieplanowanymi przeszkodami. A wszystko to okraszone jest sporą dawką humoru.
Niestety, przynajmniej jak dla mnie, autor ciągle nie odpuszcza wątku miłosnego pomiędzy Leandrą a Havaldem, który jak dla mnie od początku poprowadzony był źle i w zasadzie bez przyczyny. Brakuje mi czegoś co naprawdę by ich ze sobą wiązało. Biorąc pod uwagę, jak dobrze autor radzi sobie z fabułą całej powieści a także całej serii to naprawdę dziwne, że związek głównych postaci jest tak dziurawy. Ale pozostaje mieć nadzieję, że wyjaśni się to w dalszych tomach, tak jak w tym wyjaśniło się wiele tajemnic z poprzednich tomów. 



Jeśli obawiacie się, że nie pamiętacie już zbyt dobrze co działo się w poprzednich tomach to w Oku Pustyni znajduje się skrót poprzednich losów drużyny. Jest to dobre rozwiązanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że kolejne części wychodzą w dość sporych odstępach czasu.

Jeśli jesteście fanami serii, to nie trzeba Was przekonywać do tej książki, jeśli jednak ktoś po dwóch poprzednich tomach odniósł wrażenie, że to literatura nie dla niego, to warto mimo wszystko przysiąść do trzeciego tomu Tajemnicy Askiru, ponieważ gąszcz politycznych intryg i walka o władzę w niebezpiecznym chociaż pięknym Gasalabadzie to zupełnie coś innego niż spotykaliśmy u Richarda Schwartza do tej pory.

Z całą pewnością na tom czwarty czekam z jeszcze większym zniecierpliwieniem niż na tom trzeci. 







Tytuł:                Oko Pustyni,
Autor:               Richard Schwartz,
Cykl:                 Tajemnica Askiru, tom III,
Wydawca:         Initium,
Data wydania:   24 maj 2019,
Ilość stron:        400









Kat

piątek, 29 marca 2019

Przyjaciele - Czyli o wielkiej burzy wokół pewnego sitcomu

W ostatnim czasie natknęłam się w internecie na aż trzy zupełnie odrębne artykuły, zupełnie różnego autorstwa dotyczące kultowego i zapewne wszystkim wam znanego serialu Przyjaciele. Otóż odkąd serial pojawił się na platformie Netflix i wielu dawnych fanów go sobie odświeżyła stwierdzili oni, że serial ten jest... okrutnie seksistowski. 
Nie pisałam nigdy na swoim blogu o serialach, ale w tym wypadku nie mogę przejść obok tego w milczeniu. Chcecie wiedzieć co na temat Przyjaciół ma do powiedzenia feministka? A więc zapraszam do lektury!



Serial Przyjaciele widziałam dziesiątki razy. Gdy wprowadziłam się kilka lat temu do Katowic zaczęliśmy z moją drugą połówką zwyczaj zamawiania, lub robienia pizzy i oglądania Przyjaciół. No i tak nam zostało. Zawsze: jak pizza to Przyjaciele, jak Przyjaciele to pizza. Widząc czołówkę tego serialu zawsze mam ochotę na pizzę, jak pies Pawłowa:) Zresztą mam z moim lubym kilka takich żelaznych zestawów serial+potrawa, jeśli też takie macie podzielcie się koniecznie w komentarzu!
Znam więc dobrze fabułę serialu i dlatego tak bardzo ubodły mnie owe artykuły zarzucające serialowi o szóstce młodych Nowojorczykach seksizm. Nie twierdzę wcale, że stereotypowych podejść do kobiet i mężczyzn w Przyjaciołach nie ma, ale uważam, że jest to dużo bardziej złożona sprawa.
Sama oglądając Przyjaciół czasem czułam lekkie załamanie. W serialu wśród głównych bohaterów mamy trzy kobiety, zgadnijcie ile z nich marzy o dzieciach? Tak, właśnie wszystkie trzy. Wszystkie trzy marzą o hucznym ślubie, bogatym mężu, dzieciach, stereotypowej rodzinie. Co do Phoebe może nie jest to aż tak jaskrawe,  przynajmniej na początku, ale w końcu bez dłuższego namysłu zgadza się ona być surogatką dla swojego brata i jego partnerki. No a gdy poznaje Mike'a to cóż... ("Pakujcie Volvo, będę przykładową matką!"). Owszem, jestem świadoma, że jednak zdecydowana większość kobiet, a także mężczyzn zresztą, chce mieć dzieci. Jednak w Przyjaciołach można wyraźnie wyczuć, że są to raczej kobiece fantazje i to dotyczące wszystkich kobiet. Joey i Chandler nie wykazują się chęciami założenia rodziny i czują się zupełnie spełnieni życiowo, podczas kiedy ich przyjaciółki, będąc w tej samej życiowej sytuacji, czują że coś je w życiu omija. Ross zostaje ojcem już na samym początku serialu i później też najbardziej z całej trójki głównych męskich bohaterów wykazuje on chęci do założenia rodziny. Zaznaczam, iż nie uważam, że chęć posiadania dzieci jest czymś niewłaściwym i gorszym. Dobrze by jednak było czasem pokazać, że nie jest to jedyna możliwa droga życiowa, i że jeśli ktoś o tym nie marzy to to też jest ok.




Zarzutem wobec Przyjaciół o którym czytałam już kilka razy jest częsty Bodyshaming. Ciężko polemizować z tym, że dawna otyłość Moniki jest częstym tematem żartów wśród Przyjaciół i dla samej Moniki jest to drażliwy temat. Jednak warto zauważyć, że często pokazuje się też, że jest to zachowanie niewłaściwe. Gdy w późniejszych odcinkach serialu Chandler wyznaje żonie, że rozstał się kiedyś z dziewczyną tylko dlatego, że przytyła jest mu z tego powodu bardzo głupio bo wie, że było to bardzo płytkie. 
No i czołowym przykładem seksizmu w serialu jest oczywiście Joey. Młody aktor przebiera w kobietach i pod pewnymi względami może i jest maczystowski, ale jednak Joey ma także dość sporo wad. Przez swoją głupkowatość często staje się pośmiewiskiem i bynajmniej nie jest on Jamsem Bondem, więc zamiast wyżywać się na biednym prawie Włochu z Nowego Jorku lepiej byłoby przyjrzeć się innym bohaterom dużego i małego ekranu.

Serial Przyjaciele prezentuje pewien styl życia zwany Nowoczesna Niezależność. Wiele osób, które na początku lat 90 identyfikowało się z tym stylem pokochało Rachel, młodą dziewczynę, która po skończonych studiach miała wyjść za mąż i zostać panią doktorową. Miała być stateczną żoną i zapewne matką jednak uciekła sprzed ołtarza i rozpoczęła w Nowym Jorku życie na własny rachunek, bez karty kredytowej ojca czy męża. Czyż to nie jest wystarczająco feministyczne jak na lata 90? Jak dla mnie w zupełności. 
W serialu jest wiele stereotypów, jak chociażby Monika próbująca być idealną gospodynią, jednak moim zdaniem, jak na lata 90, Przyjaciele są jednak dość odważnym serialem, a występujące w nich stereotypowe podejścia są często diametralnie przekręcane i kwestionowane. 
Nie można pominąć pierwszej byłej żony Rossa, Carol i jej homoseksualnego związku. Jeszcze dzisiaj dla wielu polaków homoseksualne pary wychowujące dzieci to temat tabu, chociaż mnóstwo takich ludzi żyje wokół nas. Tymczasem w przyjaciołach związek Carol i Susan jest pokazany bardzo pozytywnie. 
Przyjaciele wnoszą też wiele jeśli chodzi o dyskusję o prawach reprodukcyjnych. Wspominałam już, że Phoebe już w czwartym sezonie zostaje surogatką. I jest to kolejna rzecz, którą można pokazywać w serialu komediowym w Ameryce dwadzieścia lat temu, a u nas nadal jest to temat tabu. Warto jednak podkreślić, że nikt nie mówi Alice (bratowej Phoebe, biologicznej matce dzieci, które urodziła), że jest za stara na bycie matką i jej decyzja jest samolubna. 
W ósmym sezonie Rachel dowiaduje się, że jest w ciąży. Zupełnie tego nie planowała i początkowo ukrywała to przed przyjaciółmi. Gdy jednak Monica i Phoebe się dowiadują pytają ją po prostu co dalej chce z tym zrobić. Nie jest to wścibskie pytanie, ponieważ są to bliskie przyjaciółki i pytanie to wynika raczej z troski. Jednak świadczy to też o tym, że przyjaciółki Rachel dopuszczają, że może ona nie chcieć być matką, czy w ogóle nie chcieć być w ciąży i wiedzą, że to ona sama musi podjąć decyzję. 
Jeśli zaś chodzi o sam maczyzm to zostaje on w serialu wielokrotnie obśmiany. Często też przełamuję się w Przyjaciołach tabu związane z femofobią. Chandler właściwie ciągle uznawany jest za zbyt kobiecego (lub/i gejowskiego), bo na przykład kojarzy celebrytów a nie zna nazwisk sportowców. Ross oraz Joey też nieraz stawiani są w sytuacjach stereotypowo kobiecych. Jeśli ktoś zarzuci mi, że to nie jest znaczące to niestety muszę się nie zgodzić. W dzisiejszym społeczeństwie często spotykamy się z absolutnych lękiem mężczyzn, aby tylko nie zrobić nic chociaż odrobinę "kobiecego". Widać to bardzo jaskrawo w reklamach kosmetyków dla mężczyzn, producenci kremów i żeli pod prysznic muszą się nieźle nagłowić by jednak przekonać swoich potencjalnych klientów, że mycie się nie czyni z nich kobiet.




Jest mnóstwo seriali i filmów, często dużo młodszych niż Przyjaciele i dużo bardziej ambitnych, które pokazują kobiety jako płytkie istoty, których wartość mierzy się wyglądem zewnętrznym, które powielają stereotypy i utrwalają szkodliwe spojrzenie na relacje damsko-męskie i w ogóle międzyludzkie. Tym bardziej nie rozumiem nagłego skoku na serial o Rachel, Rosie, Monice, Chandlerze, Phoebe i Joeyu. Nie jest to może serial zupełnie wolny od przekłamań i seksizmu, ale w porównaniu z wieloma współczesnymi komediami, chociażby naszej rodzimej produkcji, to nadal jest to całkiem przyzwoity serial. 
Jeśli więc interesuje was opinia inna niż ta, która ostatnio krąży po internecie, to: ja, feministka, nadal oglądam ze swoim facetem Przyjaciół gdy jemy pizze i całkiem dobrze się przy tym bawimy (czasem nawet jemy przysmak Joeya - dwie pizze).


Kadry pochodzą z serialu Przyjaciele (Friends) produkcji Warner Bros

Kat


Filary Świata - Anne Bishop

Miałam lekkie opory przed zabraniem się za tą książkę. Z piórem Anny Bishop poznałam się przy trylogii Czarnych Kamieni, która przeszła gładko w cykl Czarnych Kamieni składający się ostatecznie z 9 tomów. Chociaż nie wszystkie tomy były równie dobre, to jednak pochłonęło mnie uniwersum tych powieści. Przywiązałam się do Jaenelle, Daemona, Lucivara i Saetana. Wiedziałam, że Anne Bishop potrafi czarować. 
Gdy jednak sięgnęłam po cykl Efemera dość mocno się zawiodłam i postanowiłam na jakiś czas odpuścić sobie tą autorkę. 
Po kilku latach znowu wracam do Bishop. Nie nastawiałam się na tak magiczną powieść jak Córka Krwawych, okazuje się jednak, że Filary Świata to skrząca się od magii historia która wciąga na długie godziny.



Jedną z głównych bohaterek powieści jest młoda czarownica Ari, jest ona ostatnią z potężnego rodu czarownic i bynajmniej nie cieszy się z tego powodu szacunkiem wśród ludzi. Żyje na uboczu i tak naprawdę stara się po prostu nikomu nie wchodzić w drogę. Jednak w noc Letniego Księżyca poznaje ona przybyłego z krainy Tir Alainn Fae i dziwnym trafem oddaje się do jego dyspozycji na jeden miesiąc. Wkrótce jej sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej gdy w jej okolicy pojawiają się kolejni Fae, a zupełnie niebezpiecznie robi się, gdy staje się obiektem zainteresowania inkwizytorów. Inkwizytorzy to mężczyźni zaślepieni chęcią zgładzenia wszystkich czarownic. Nie dostrzegają oni co czarownice dobrego robią dla świata a jedynie obarczają je winą za wszelkie niepowodzenia, nieurodzaje i zarazy. 

Choć na początku powieści, jak to u Bishop bywa, jesteśmy zupełnie zagubieni w przestawionym świecie to jednak po jakimś czasie zaczynamy zauważać logiczną całość. Poplątane pozornie chaotycznie nici wątków tworzą wreszcie wyrazisty fabularny splot. Jednak to uwielbienie do wrzucania czytelnika w początkowy chaos niezwykle mnie u Bishop irytuje. Być może nie chce ona zanudzać czytelnika przydługimi opisami, jednak jej technika jest chyba jeszcze bardziej męcząca. Albo też po prostu ja jestem skrzywionym typem czytelnika który uwielbia przydługawe, najlepiej kilkunastostronnicowe opisy. No tak, pewnie to drugie.

Mocną stroną tej powieści jest na pewno wspomniana już wyżej Ari. Główne bohaterki zazwyczaj mają to do siebie, że są irytujące, a ich postępowanie wydaje się pozbawione motywacji. Czasem wplątują się w tarapaty jakby na własne życzenie i wybierają najgłupsze z możliwych opcji. 
Ari zdecydowanie taka nie jest. Chociaż znajduje się ona w kłopotliwej sytuacji już na samym początku, gdy ją poznajemy, to jednak wszystko co robi ma jakąś przyczynę a decyzje, jakie podejmuje, świadczą o tym, że usiłuje po prostu przeżyć w trudnym, nieprzychylnym świecie. 
Ciężko mi wyjaśnić dlaczego, ale Ari wydaje mi się bardziej realistyczna niż bohaterka innej, przeczytanej przeze mnie ostatnio książki, Feyre. Mam oczywiście na myśli Dwór Cierni i Róż. Tak się składa, że w obu powieściach mamy do czynienia z Fae, ale zdecydowanie lepiej z tym tematem poradziła sobie Anne Bishop. Jej Fae są dla mnie bardziej prawdziwi, mają mnóstwo wad, jednak nie tak wyolbrzymionych jak u Sarah J. Maas. Nie dyskredytuję oczywiście zupełnie Dworu Cierni i Róż, ale według mnie, w kategoriach: "Najlepsza główna bohaterka" oraz "najlepiej wykorzystany motyw Fae" zdecydowanie zwycięża Anne Bishop. Jeśli więc zachwycił was Dwór Cierni i Róż to Filary Świata was olśnią!



Poza Ari w Filarach Świata mamy jednak kilka innych frapujących postaci. Chociażby buntowniczy Fae Lucian czy Morag, która zajmuje się zbieraniem dusz umierających ludzi. Jest także czarny charakter Adolfo, inkwizytor, którego życiową pasją jest oczyszczanie świata z czarownic. Każda z postaci ma swój własny charakter, własne motywy i cele. Ale o tym, że Anne Bishop świetnie radzi sobie z tworzeniem postaci dobrze już wiedziałam, miło jednak widzieć, że nie wychodzi z wprawy.

Cieszy mnie bardzo, że zaczyna się kolejna seria Anne Bishop napisana równie świetnie co Czarne Kamienie. Nie mogę doczekać się kolejnych tomów! Właściwie jedynym słabym punktem powieści jak dla mnie jest oczywiście, typowy dla tej pisarki, brak dłuższych opisów, które pozwoliłyby czytelnikowi bardziej zagłębić się w klimat powieści. Ale jak już wspominałam, mam chyba jakąś obsesję na tym punkcie. W każdym razie Filary Świata to magiczna opowieść, która zawiera mnóstwo zwrotów akcji, pełnych napięcia momentów, szczyptę romansu oraz sporą dawkę bajecznego, lekko mrocznego fantasy.
Zdecydowanie polecam!






Tytuł:                   Filary Świata,
Autorka:              Anne Bishop,
Wydawca:           Initium,
Data wydania:     14 stycznia 2019,
Ilość stron:           528






Kat

środa, 2 stycznia 2019

Top 10 - 2018

Minął kolejny rok, pora więc na książkowe podsumowanie. Przeczytałam w tym roku wiele świetnych książek, ale wybrałam tylko 10 najlepszych tytułów lub serii. W przeciwieństwie do zeszłego roku postanowiłam też wybrać jedną najgorszą przeczytaną książkę, taką którą zdecydowanie odradzam.
Oczywiście kolejność nie ma żadnego znaczenia. Uważam, że nie ma sensu bawić się w jakieś pozycjonowanie, bo książki należą do bardzo różnych gatunków i nie da się ich sprawiedliwie porównać.




1. Cykl Północna Droga; Saga Sigrun, Ja jestem Haldred.
Autorka: Elżbieta Cherezińska.

Spotkałam się z opinią, że są to najsłabsze książki Cherezińskiej, ale nawet jeśli to prawda to przecież i tak czyni je to jednymi z lepszych powieści historycznych. Osobiście jestem zachwycona tą serią nie mniej jak "Hardą" więc zdecydowanie polecam!




2. Cykl Wilcza Dolina; Idź i czekaj mrozów, Zaszyj oczy wilkom.
Autorka: Marta Krajewska.

Wciągająca, pełnokrwista fantastyka. Nie mogę doczekać się trzeciego tomu! Ma być on wprawdzie ostatnim tomem tej historii, ale sama autorka przyznała, że nie zamierza razem z końcem tej powieści pożegnać się z Wilczą Doliną i trzymam ją za słowo, bo też nie zamierzam się żegnać z przedstawionym w tych powieściach światem. Jeśli chcecie poczytać więcej o tych tytułach zapraszam tutaj i tutaj.




3. Cykl Tajemnica Askiru; Pierwszy róg, Drugi legion.
Autor: Richard Schwartz.

Kawał dobrej fantastyki w bardzo specyficznym stylu. Wspominałam w recenzjach zarówno pierwszego jak i drugiego tomu, że klimat powieści przywodzi na myśl grę RPG. Nie jest to bynajmniej wada tych książek. Właściwie chyba pierwszy raz spotkałam się z czymś takim i jest to bardzo ciekawe doświadczenie.





4. Kirke.
Autorka: Madeline Miller.

Pamiętam, że w czasach szkolnych nie przepadałam za mitologią grecką. Pewnie dlatego, że męczoną nas nią do obrzydzenia, nie wspominając przy tym nawet o mitologii nordyckiej, celtyckiej czy chociażby naszej własnej, rodzimej, słowiańskiej (Tego ewenementu edukacyjnego nie rozumiem do dziś). Można więc powiedzieć, że Madeline Miller miała utrudnione zadanie by zachwycić mnie jako czytelnika, ale udało się jej. Kirke to świetna powieść, która na nowo przerabia stary mit. Postacie są świetnie dopracowane, ich emocje, lęki, przyczyny ich decyzji, przeżycia są odmalowane z wielką starannością. Zdecydowanie polecam ten tytuł!


5. Cykl Sekta ViaTerra; Sekta z Wyspy Mgieł, Sekta powraca, Dzieci sekty.
Autorka: Mariette Lindstein.

Autorka tych powieści sama była przez wiele lat w sekcie, może dlatego potrafi tak świetnie oddać klimat i psychologię sekty. Cykl o sekcie ViaTerra to jednak przede wszystkim świetne thrillery, które porwą was na długie wieczory. Od książek Mariette Lindstein ciężko się oderwać!




6. Wilki.
Autor: Adam Wajrak.

Ta książka to tytuł obowiązkowy dla wszystkich miłośników przyrody. Nie wiem jak to możliwe, że przeczytałam ją dopiero w tym roku! Mogłabym znowu rozpływać się nad wspaniałością tej książki, ale chętnych do czytania moich zachwytów skieruję tutaj. A w tym poście napiszę krótko: gorąco polecam!





7. Cykl Pamiętnik Lady Trent; Historia naturalna smoków, Zwrotnik węży.
Autorka: Marie Brennan.

Powieści Marie Brennan zdecydowanie zasługują na wyróżnienie ich z ogromu powieści fantasy już chociażby za specyficzny sposób prowadzenia narracji. Jest to bowiem forma wspomnień bohaterki powieści, która będąc naukowcem za główny życiowy cel swych badań obrała właśnie smoki. Jej naukowe podejście do smoków przykuwa czytelnika do książki na długie godziny.




8. Ostre Przedmioty.
Autorka: Gillian Flynn.

Trzymający w napięciu kryminał o klimacie tak gęstym, że można ją kroić nożem, albo innym ostrym przedmiotem. Nie jest to powieść dla ludzi o słabych nerwach. Wszystkim innym zdecydowanie ją polecam!







9. Cykl Obca; Uwięziona w bursztynie, Podróżniczka, Jesienne werble.
Autorka: Diana Gabaldon.

O ile pierwsza część serii średnio przypadła mi do gustu o tyle dalsze tomy zdecydowanie mnie wciągnęły. Drobiazgowość opisów, wierność w oddaniu klimatu epoki, wielowątkowość i pełnokrwiste postacie przemawiają na korzyść tych powieści. Jeśli więc nie przerażają was ich gabarty (bo są to powieści liczące kolejno 837, 952 oraz 1000 stron) to polecam Wam ten cykl!




10. Idealne życie.
Autorka: Minka Kent.

Wciągajacy thriller psychologiczny osadzony we współczesnych czasach, gdy nasze życie kręci się wokół social mediów. Więcej o tym tytule pisałam tutaj.









Spośród wszystkich książek przeczytanych w 2018 roku te, z różnych powodów, spodobały mi się najbardziej. Zgadzacie się z moją opinią? Zachęcam do podzielenia się swoimi opiniami w komentarzach.

A na końcu tytuł, który wszystkim miłośnikom książek, a w szczególności miłośnikom kotów zdecydowanie ODRADZAM:


O kotach
Autorzy: Stefan ChwinPiotr SiemionPiotr PazińskiMałgorzata RejmerPaweł Sołtys, Olga Drenda.

Jest to cieniutki zbiór opowiadań, który, jako miłośniczkę kotów od razu mnie zainteresował a później mocno zawiódł. 
Spodziewałam się opowieści o tajemniczej naturze, przywiązaniu i inteligencji kotów. Tymczasem z  opowiadań wyłania się wniosek, że koty to tylko dzikie, nieprzyjazne istoty, a przywiązanie do nich jest tylko uczuciowym masochizmem, bo zawsze kończy się dla człowieka bólem po stracie. Widocznie autorzy opowiadań nie mają pojęcia, że kota można trzymać w domu, szczepić, odrobaczać i kastrować. 
Właściwie tylko ostatnia opowieść jest w miarę pozytywna i opowiada o przywiązaniu kota i człowieka. Z innych wynika głównie, że koty to samolubne i wredne zwierzęta. Współczuje autorom, że nie udało im się nigdy z żadnym kotem nawiązać głębszej więzi.



Kat

czwartek, 13 grudnia 2018

Noc między Tam i Tu - Marta Krajewska

Wielu z nas jest miłośnikami rodzimych wierzeń, zaczytujemy się w fantastyce i horrorach, które czerpią ze słowiańskich podań. O wąpierzach, sukkubach, latawcach, strzygach. O wielu takich tytułach pisałam już na tym blogu choćby tutaj.
Co jednak jeśli chcemy zaszczepić miłość do wierzeń i kultury naszych przodków młodszemu pokoleniu? Otóż jest pewna książka, którą zdecydowanie warto podrzucić młodszemu pokoleniu, chociażby z okazji zbliżających się świąt. Nie macie pomysłu na prezent dla siostrzenicy lub siostrzeńca? A więc mam dla Was małą podpowiedź...

Prozę Marty Krajewskiej zna już raczej każdy, kto chociaż trochę zagłębił się w mojego bloga. Nie ukrywam, że jest to jedna z moich ulubionych autorek i mam szczerą nadzieję, że będę mogła przeczytać jeszcze wiele jej książek. Ostatnio jednak poznałam ją w nieco innych okolicznościach, a mianowicie czytając jej książkę dla dzieci. Książka nosi tytuł "Noc między Tam i Tu" i jest właściwie początkiem nowej serii, która uzupełnia naszą wiedzę o Wilczej Dolinie, ale sama w sobie jest książką dla dzieci. Pomimo że, jak to z książkami dla dzieci bywa, ma ona nieco uproszczoną formę, to jednak bardzo przypadła mi ona do gustu i to z kilku powodów. 


Głównym bohaterem książki jest Bratmił. Właśnie otrzymał on swoje dorosłe imię na ceremonii postrzyżyn, która dla naszych przodków była przejściem między okresem wczesnego i starszego dzieciństwa, a więc pomiędzy czasem, gdy było się tylko zwykłym dzieciakiem biegającym po wiosce a czasem gdy było się już młodzieńcem szkolącym się do przyszłego zawodu. Ceremonia ta odbywała się zazwyczaj pomiędzy 7 a 9 rokiem życia, czego pozostałości widzimy zresztą do dzisiaj w naszym kraju sprytnie zaadoptowane przez chrześcijaństwo.

Ale wracając do książki; Bratmił jest mieszkańcem znanej nam już Wilczej Doliny. Ale akcja "Noc między Tam i Tu" dzieje się na długo przed wydarzeniami z "Idź i czekaj mrozów". Po oficjalnych postrzyżynach Bratmił zaczyna szkolić się by przyjąć zawód swojego ojca, który jest wikliniarzem. Dzięki książce młody czytelnik może zapoznać się z tym jak wyglądało życie naszych przodków, ponieważ, mimo iż jest to w gruncie rzeczy fantastyka, to jednak autorka, sama zaangażowana w odtwórstwo historyczne, opowiada wiele o tym jak wyglądało życie kiedyś. W co wierzono, co jadano, jak spędzano czas. Dodatkowo opowieść wzbogacają piękne ilustracje Magdaleny Szynkarczuk. A więc wszystko, czego nie damy sobie rady wyobrazić możemy obejrzeć na ilustracji. 



Ale "Noc między Tam i Tu" to nie tylko świetne wprowadzenie dzieci w świat dawnych Słowian, ale także mądra opowieść o zazdrości, odpowiedzialności i wszelkich problemach wynikających z posiadania rodzeństwa. Bowiem główny bohater niedługo po swoich postrzyżynach zostaje starszym bratem. Mała Paprotka staje się nagle oczkiem w głowie rodziny, wszyscy ją kochają i rozczulają się nad nią, chociaż przecież ona nic jeszcze nie umie! Bratmił wie, że powinien być dorosły i odpowiedzialny. Ale stopniowo zaczyna czuć coraz większą złość i zazdrość. Aż wreszcie zdarza się nieszczęście i mała Paprotka znika porwana przez mamunę i tylko Bratmił może ją odnaleść. Bo tak robią starsi bracia.
Opowieść o Bratmile będzie więc świetną, pouczającą historią dla dzieci, które same zostały starszym rodzeństwem.


[...] O siostrę nie bądź zazdrosny, bo wkrótce urośnie i zobaczysz, że nikt tak cię nie zrozumie, jak ona. Przyjaciele przychodzą i odchodzą, możesz kogoś pokochać i zawieść się okrutnie. Ale rodzeństwo zawsze powinno stać za sobą murem, nawet jak czasami będzie się bić i kopać. Rodzina jest najważniejsza.

Ponadto podoba mi się oczywiście fakt, że Marta Krajewska rozszerza swoja opowieść o Wilczej Dolinie. Dotychczas mieliśmy jedynie historię Vendy i chociaż we wrześniejszych powieściach Krajewskiej to nie zawsze Venda była główną bohaterką to jednak koniec końców to wokół niej skupiały się wszystkie wątki. Teraz poznajemy inne historie, które wydarzyły się w Wilczej Dolinie, a o których za czasów Vendy czasem wspominano. Mam wielką nadzieję, że takich powieści, a właściwie cykli powieści traktujących o różnych mieszkańcach żyjących w różnych czasach w Wilczej Dolinie będzie jeszcze więcej.
Polecam Wam gorąco!


Tytuł:                   Noc między Tam i Tu,
Autorka:              Marta Krajewska,
Wydawnictwo:    Genius Creations,
Data wydania:     2017,
Ilość stron:          150,
Ilustracje:            Magdalena Szynkarczuk,


Kat




poniedziałek, 19 listopada 2018

Drugi Legion - Richard Schwartz

Kontynuacje mają zawsze tą przewagę nad pierwszymi częściami serii, że czytelnicy, którzy po nie sięgają, przymykają już oczy na to co drażniło ich w pierwszych tomach i cieszą się lekturą, a ci którym seria nie podeszła zazwyczaj po kontynuacje w ogóle nie sięgają. No więc ja zdecydowanie jestem w tej pierwszej grupie jeśli chodzi o "Drugi Legion" Richarda Schwartza.
Długo zastanawiałam się nad tym jak napisać recenzję tej książki, bo przeczytałam ją już jakiś czas temu. Naprawdę mam bardzo niewiele zastrzeżeń do tej książki, największą jej wadą jest chyba po prostu to, że się skończyła. Ale na swoją obronę dodam, że jako fanka książek fantasy jestem bardziej podatna na takie powieści i wygląda na to, że "Tajemnica Askiru" po prostu wciągnęła mnie bez reszty.

Akcja powieści rozpoczyna się w znanej nam już gospodzie "Pod Głowomłotem". Chociaż magiczna burza śnieżna została już uciszona to Havald i reszta jego kompanów nadal tkwią uwięzieni w gospodzie przez mroźną zimę. I muszę przyznać, że początkowo byłam przerażona faktem, że kolejne kilkaset stron spędzę z nimi w tej gospodzie, to byłoby jednak zbytnie okrucieństwo dla czytelnika i Schwartz na szczęście się go nie dopuszcza. O ile uwielbiam zimowe klimaty o tyle stagnacja z pierwszego tomu po prostu mnie dobijała. Na szczęście "Pod Głowomłotem" zawita nowy podróżny, za sprawą którego nasi bohaterowie znajdą magiczny sposób na uwolnienie się z położonej w górach gospody i dostanie się do słynnego Askiru... przynajmniej w zamierzeniu, bo tak naprawdę wylądują w zupełnie innym miejscu.



W każdym razie, jeśli komuś tak jak mi, w "Pierwszym Rogu" przeszkadzała monotonia miejsca akcji to w "Drugim Legionie" jest zdecydowanie lepiej. Tutaj dosłownie przenosimy się z miejsca na miejsce. Zmienia się klimat i akcja również wydaje się gorętsza. W kwestii związku Havalda i Leandry podzielam opinię czytelników, z którymi rozmawiałam o tej książce, ja również cieszę się, że w "Drugim Legionie" autor zepchnął na dalszy tor ich romans. Zdecydowanie nie była to mocna strona powieści. Samej Leandry też jest jakby mniej, a muszę przyznać, nie przepadałam za tą postacią.

Seria "Tajemnica Askiru" nabiera tempa w drugim tomie. Nie wiem, w jakiej mierze jest to spowodowane tym, że kontynuacja jest lepsza od swojej poprzedniczki, a w jakiej po prostu faktem, że przywiązałam się do postaci i miejsc, ale podczas czytania "Drugiego legionu" naprawdę zaczęłam interesować się historią Askiru i chciałabym dowiedzieć się o nim więcej. Jak na złość autor zdradza nam bardzo niewiele. Akcję obserwujemy z perspektywy Havalda więc wiemy i widzimy tylko tyle co on, jest to jednocześnie irytujące i frapujące w zmiennych proporcjach. O samym Havaldzie niestety również nadal nie dowiemy się wiele więcej niż dotychczas, może z wyjątkiem tego co wywnioskujemy sami z jego zachowania w różnych sytuacjach. Akurat ten zabieg nawet mi się podoba, oczywiście dlatego, że książka będzie miała kontynuację w której zapewne dowiemy się znów trochę więcej. 

Wszyscy, którym w "Pierwszym rogu" wpadła w oko mroczna elfka Zokora zdecydowanie nie będą zawiedzeni. W drugiej części jest jej więcej, chociaż ja osobiście czuję lekki niedosyt jeśli chodzi o kreację tej postaci, ale nie mogę zdradzić dlaczego, by nie psuć wam lektury (może napiszę o tym przy recenzji kolejnej części). Poznajemy też kilka nowych postaci, ale wydaje mi się ciekawsze to jakie zmiany zachodzą w postaciach, które już znamy z poprzedniego tomu. 



Jeśli ktoś czytał moją opinię o "Pierwszym rogu" zapewne pamięta moje porównanie tej książki do gry komputerowej. Obecnie jestem zdania, że taki jest chyba styl pisania Richarda Schwartza. Można się jednak do tego przyzwyczaić, a nawet jest to pewien atut powieści. W końcu nie często spotyka się w ten sposób pisane książki.

Jest oczywiście coś co mnie w "Drugim Legionie" drażniło. Jest to bardzo często spotykane w literaturze (no i w grach komputerowych) kreowanie głównego bohatera nie idealnego, który nawet gdy popełnia błędy to robi to jakoś tak dobrze, wszyscy go uwielbiają i nawet wrogowie podziwiają. No cóż, nie tylko Schwartz popełnia ten błąd, więc chyba będę się musiała na to uodpornić. 

Cóż, drugi tom serii jest zdecydowanie bogatszy, ciekawszy, zabawniejszy i bardziej zaskakujący. O ile "Pierwszy róg" czyta się lekko o tyle "Drugi legion" się pochłania, bo tak bardzo nie można się doczekać co będzie dalej. "Tajemnica Askiru" to zdecydowanie świetna seria fantasy, po którą warto sięgnąć. 







Tytuł:                Drugi Legion,
Autor:               Richard Schwartz,
Seria:                Tajemnica Askiru,
Wydawnictwo: Initium
Data wydania:  22 październik 2018,
Ilość stron:       526.










Kat